Słowem wstępu

- Nie rozumiem, jaki sens w ogóle żyć, skoro i tak wszystko jest z góry ustalone?
- A jaki sens w czytaniu książki, której koniec został już napisany?
~ Robert J. Sawyer


                                                         Godzina 23:50
       Było dość późno, jednak 17-letnia dziewczyna nawet o tym nie myślała. Nie miała na to czasu. Nie mogła zasnąć.
      Nie, nie przez pełnię księżyca, której światło nieuprzejmie wdzierało się do środka pokoju, pomimo zasuniętych zasłon.
      Nie, nie przez to, że trwały wakacje i mogła siedzieć przed laptopem nawet do samego rana.
      Nie, nie przez słabą kawę, którą wypiła na deser do kawałka sernika, upieczonego przez najwspanialszą mamę na świecie.
      Zeszła po schodach do kuchni. Nie zapalała każdego światła napotkanego po drodze. Nie bała się ciemności. Lubiła ją. Nastawiła wodę na herbatę, kolejno wyciągając z narożnej szafki ulubiony kubek z Son Goku. Po raz kolejny spojrzała na niego i żałowała, że nie widnieje na nim Vegeta.
      Z szafki obok wyciągnęła herbatę. Na pudełku widniał napis – malina z acai. Otworzyła je i mocno wciągnęła powietrze, delektując się delikatnym, a zarazem bardzo wyrazistym i cudownym zapachem. Wyjęła jedną torebkę i wrzuciła do kubka. Następnie zalała ją wrzącą wodą.
      Czarna suka, rasy labrador retriever, zamerdała wesoło ogonem, widząc swoją właścicielkę tak późno w nocy. Pogodne, ale jednak stare, otoczone siwą sierścią, oczy wpatrywały się w nią radośnie. Dziewczyna pieszczotliwie poklepała psa po łbie.
      - Co chcesz pieseczku? Nie będziemy już jeść. Jest późno.
      Mawu, bo tak nazywała się suka, wydała z siebie dźwięk, jak gdyby mówiła: No i co z tego, że jest późno? Na jedzenie każda pora dnia i nocy jest dobra. Mimo tego grzecznie wróciła na swoją czarną, baranią skórę i ułożyła się do snu.
      17-letnia dziewczyna, z gorącym, parującym kubkiem, wróciła do swojego pokoju. Spojrzała leniwie na zegar w komórce. Robienie herbaty oraz rozmowa z psem zajęły jej równe dziesięć minut.
      Zajęła miejsce przy biurku. Zapaliła lampkę, aby oczy za szybko się nie przemęczyły. Ostatni raz sprawdziła facebook’a. Włączyła odtwarzacz z ulubioną muzyką, a następnie kliknęła na małą ikonkę z napisem Microsoft Word.
      I zaczęła pisać. Litery. Słowa. Zdania.
      A podpisywała się: wiikusiek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz